O tym, jak "wychodzić" 400 tysięcy złotych na Kutza i o rozumieniu Kutzowego rozdrażnienia w dyskusjach z macierzą. O Olbrychskim, który za PiS nie chce grać z Chodakowską, i o tym, co przerażającego jest w Zelniku. A także co Polska jest winna Śląskowi, autonomii i o wyklętych rozmawiamy z Olgierdem Łukaszewiczem.
Kazimierz Kutz już dzwonił do pana z gratulacjami? A może podziękowaniami? Z Kazimierzem Kutzem mamy ostatnio gorącą linię. Obaj jesteśmy szczęśliwi, że wkrótce spotkamy się w Katowicach na uroczystej projekcji odnowionej "Soli ziemi czarnej" [na zdjęciu]. Kutz wątpił, czy ktoś jeszcze dostrzeże sens ratowania jego dzieł. Pan dosłownie wychodził te 400 tysięcy złotych, które znalazły się na cyfryzację nie tylko "Soli ziemi czarnej", ale i "Perły w koronie". - Na ostatnich urodzinach Andrzeja Wajdy podszedł do mnie Wiesław Zdort (wieloletni operator m.in. Kutza) i opowiedział, w jakim stanie są negatywy obu filmów. Gdy wystosowałem pismo w tej sprawie do Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej, otrzymałem ogólną odpowiedź, że wiele innych dzieł oczekuje na cyfryzację. Nie mogłem się zgodzić na to, że wśród priorytetów nie ma arcydzieł Kutza. "Sól..." i "Perła..." to filmy ważniejsze dla polskiej czy śląskiej historii? - Dla