Na szczęście nikt nie poszedł w ślady Podkolesina i z widowni nie uciekł - o spektaklu "Ożenek" w reż. Linasa Marijusa Zaikauskasa w Teatrze Nowym w Zabrzu pisze Anna Wróblowska z Nowej Siły Krytycznej.
Pomijając satyrę społeczną, "Ożenek" Gogola jest komedią ogromnie smutną. Komedią o straconych zachodach miłości. Bo oto mamy pannę na wydaniu i czterech pretendentów do jej ręki. Kiedy wreszcie udaje jej się wybrać najlepszego (a przynajmniej najlepiej promowanego), on zwiewa w decydującym momencie. A podobno niestałość kobiety jest domeną. Podobnie jest z zabrzańską inscenizacją "Ożenku" w reżyserii Linasa Marijusa Zaikauskasa - wiele zachodu, a efekt przeciętny. Na szczęście nikt nie poszedł w ślady Podkolesina (Krzysztof Urbanowicz) i z widowni nie uciekł. Zaikauskas wraz z zabrzańskim zespołem poszli w karykaturę i przerysowanie. Jednak nie udało im się zachować najważniejszego w takich zabawach - umiaru. Wskutek czego aktorzy dwoją się i troją, a widzowi pozostaje zmaganie się z przedobrzeniem. Przaśny, nieraz nawet prostacki humor to najbardziej charakterystyczna cecha tego przedstawienia. Reżyser zafundował aktorom ekwilibrystyk�