Henrik Ibsen, najwybitniejszy dramaturg końca XIX wieku staje się coraz modniejszy, rzec można, "odkrywa" się go raz po raz, sięgając po dramaty, których od dziesiątków lat nie wystawiał żaden teatr. A przecież oglądaliśmy w ciągu ostatnich lat wiele jego sztuk tak w teatrach stołecznych, jak i w Teatrze TV. Pamiętamy dobrze "Norę", "Heddę Gabler", "Upiory", "Dziką kaczkę", "Peer Gynt" i "Budowniczego Solnessa". Ale jest jeszcze wiele jego dzieł, które należałoby wystawić, a które kształtowały nie tylko całą dramaturgię dziewiętnastowieczną, ale także wychowały zastępy dramaturgów pierwszej połowy XX wieku. Do takich sztuk Ibsena należą nie grywane u nas "Komedia miłości", "Cesarz i Galilejczyk", "Pani zamku Ostrot", "Podpory społeczeństwa", "Rosmersholm" czy "Uroczystość na Solhaugu". Ibsen coraz częściej wraca także i na nasze sceny. Ostatnia premiera w Teatrze Współczesnym pozwoliła na zapoznanie się a całkowicie nieznanym utwo
Tytuł oryginalny
Nieznana sztuka Ibsena
Źródło:
Materiał nadesłany
"Nasza Trybuna" nr 201