Absurd śmierci tego pisarza do dziś wywołuje zdumienie. Istotnie, bez precedensu to chyba wypadek, aby w zwykły, lipcowy dzień nagły poryw wiatru wywrócił drzewo i zabił przypadkowego przechodnia. Pikantnym dodatkiem do tego faktu jest miejsce tragedii: paryskie Pola Elizejskie, pępek świata.
Tak na rok przed wybuchem drugiej wojny zginął Odon von Horvath, 36-letni pisarz austriacki; pozostawił po sobie szesnaście dramatów i trzy tomy prozy. No, a skoro się ma taką śmierć, legenda rodzi się niejako sama. Po latach ciszy wybuchła ona ostatnio, i to z wcale niemałą siłą: inscenizacje teatralne, zbiorowe edycje dzieł, doktoraty z jego tekstów, a także liczne komentarze, dotyczące życia i twórczości. I, jak zwykle w takich sytuacjach, trudno w tym renesansie dokonać precyzyjnego rozdziału pomiędzy wartością poszczególnych utworów a "legendą śmierci". Przypomina się często cały łańcuch wydarzeń poprzedzający tragiczny finał, Wiele też anegdot i ciekawostek wynosi się do rangi symbolu, jak choćby ów niepokój, który kazał Horvathowi nieustannie zmieniać miejsca pobytu, lub fakt, że w Amsterdamie, na kilka dni przed śmiercią, wróżka przepowiedziała mu, że w Paryżu czeka go "największa przygoda życia". Klaus Mann przytacza ta