1. Powiada się, że jak spadać, to z wysokiego konia. Grzegorz {#os#13932}Jarzyna{/#} w swej krótkiej, jak dotychczas, karierze reżysera nie miał raczej zwyczaju dosiadać kucyków, wręcz przeciwnie - pociągały go zwierzęta dorodne i rasowe. Wiódł je zręcznie, prosto trzymając się w siodle. Rumaki: Witkacy i Gombrowicz gnały jak oszalałe, zapierając dech w piersiach kibicującej publiczności. Ryzykowny kłus na mustangu, co zwał się Frazer, sprawiał, iż scena szła w drzazgi. Galop na Fredrze, tej starej, szlachetnej chabecie, skłutej reżyserską ostrogą ponad ludzkie pojęcie, o mało nie skończył się śmiertelnym wyczerpaniem - Fredry, bo jeździec miał się nad wyraz dobrze. W końcu jednak przyszła kryska na matyska: szalony ogier o imieniu Dostojewski, choć prowadzony stępa, a chwilami tylko lekkim truchtem, wierzgnął potężnie i zrzucił reżysera na zbity łeb. No i bardzo dobrze, jak mawiał Jerzy {#os#9471}Dobrowolski{/#}. Serio m
7.08.2000
Wersja do druku