"Boy, honor i ojczyzna" w reż. Stanisława Tyma w Teatrze Polskim w Szczecinie. Pisze (kas) w Kurierze Szczecińskim.
Dla pokolenia obecnych trzydziestolatków Stanisław Tym to człowiek-instytucja polskiej komedii. Dla aktora, felietonisty, autora sztuk teatralnych, scenarzysty i reżysera to spore obciążenie. Dlaczego? Ano dlatego, że sytuacja, w której widz ocenia go przez pryzmat jego dzieł, stworzonych przez wieloma lały, musi być mało komfortowa. By takie realia zmienić, Tym musiałby wykreować coś, co przebiłoby dawną legendę. Spektakl "Boy, Honor i Ojczyzna", wystawiony w weekend w Teatrze Polskim w Szczecinie, na pewno tego warunku nie spełnia. Przedstawienie robi wrażenie niedopracowanego - jest zbyt długie (trzy godziny) i zbyt przegadane, przez co gubi się w nim myśl przewodnia. Sztuka, reklamowana jako próba sprawdzenia, czy idee głoszone przez Tadeusza Boya-Żeleńskiego są aktualne współcześnie, jest raczej lekcją historii przypominającą o tym, że była w polskiej kulturze taka postać jak Boy. Lekcją, niestety, na tyle nużącą (i - co gorsza - nieprze