"Peleas i Melizanda" Claude'a Debussy'ego w reż. Katie Mitchell w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Dorota Szwarcman w Polityce.
Brytyjska reżyserka teatralna i operowa, która przygotowała spektakl w koprodukcji Opery Narodowej z Festiwalem w Aix-en-Provence, zmieniła treść opery Debussy'ego opartej na symbolistycznym dramacie Maeterlincka. Zamiast opowieści o tajemniczej kobiecie znalezionej w lesie przez starszego mężczyznę, którego poślubia, a potem zakochuje się z wzajemnością w jego młodszym bracie, oglądamy sen tytułowej Melizandy. A jako że sny bywają bez sensu, mamy się nie dziwić, gdy wydarzenia na scenie mają niewiele wspólnego z tekstem. Mitchell wypracowała swój szczególny język rozgrywania akcji w różnych pomieszczeniach na przemian odsłanianych lub zasłanianych (w tym czasie odbywa się szybkie przemeblowanie, wymagające pracy całej armii pracowników technicznych, którzy wyszli osobno do ukłonów i dostali wielkie brawa). Wszelkie mankamenty inscenizacji przesłania jednak znakomicie wykonana muzyka, co jest zasługą dyrygenta Patricka Fournilliera, orkiestry o