"Końcówka. Akt bez słów" Samuela Becketta w reż. Bogdana Michalika w Białostockim Teatrze Lalek. Pisze Jerzy Doroszkiewicz w Kurierze Porannym.
Ich dwóch, choć tak naprawdę ich czworo. Czy się słuchają, czy rozumieją? Czy kalectwo może być powodem, żeby igrać z ludźmi? A władza? Z przerażenia zatrzymuje się nawet czas. Bogdan Michalik wraz z Pavlem Hubicką i oczywiście Samuelem Beckettem zabierają widzów do nieokreślonego miejsca na ziemi. Tam, gdzie wszystko się kończy, właściwie nie ma nadziei. Świat jawi się jako próchniejący, wykrzywiony ze starości, a może ze zmęczenia życiem. Ale żyć jakoś trzeba. Tylko czy koniecznie trzeba do końca życia krzywdzić innych? Samuel Beckett wszak to nie tylko dramaturg, ale i filozof. Iluż widzów, tyle pewnie będzie interpretacji "Końcówki", czyż zatem nie można pokusić się o stwierdzenie, że to komediodramat o przemocy, sztokholmskim syndromie, starości, która może upokarzać doświadczające jej osoby albo być wytłumaczeniem bezinteresownego okrucieństwa? W centrum gruzowiska, które dawniej musiało być raczej domem opływającym