- Do samospaleń dochodzi wtedy, kiedy zostaje przekroczona osobista czerwona linia. Kiedy ludzie czują się niewidzialni i niesłyszalni, a chcą, żeby ich usłyszano. Jak Mohamed Bouazizi, Tunezyjczyk gnębiony przez władze, który płonąc w 2010 roku zdawał się mówić: "skoro mnie nie widzicie, podpalę się, żebyście mogli mnie zobaczyć" - uważa Grzegorz Ziółkowski, autor książki "Okrutny teatr samospaleń", w rozmowie z Dobrochną Ratajczakową, która odbyła się w ramach XI Spotkań Teatralnych "Bliscy Nieznajomi" w Teatrze Polskim w Poznaniu.
"Samospalenie jest jednostkowym transgresyjnym aktem wystawianym na widok publiczny, spektakularnym, prowokacyjnym i radykalnym. Jest budzącym ambiwalentne uczucia granicznym aktem widowiskowym. Nie jest jednak występem, bo nie chodzi w nim o pokaz umiejętności, popis czy o wzbudzenie podziwu - choć ten może się pojawić jako efekt uboczny - może to być podziw dla odwagi i determinacji." (z opisu spotkania) Nie wiadomo czy Thich Quang Duc, mnich który w 1963 roku podpalił się na środku placu w Sajgonie - stolicy Wietnamu Południowego, w proteście przeciwko opresyjnej polityce religijnej państwa, nazwałby swój czyn "jednostkowym aktem transgresyjnym". Wiadomo jednak, że był to akt spektakularny, prowokacyjny i radykalny. I że od niego tak naprawdę rozpoczęła się fala samopodpaleń w rejonach całego świata. Lotos w ogniu "pragnę powiedzieć ale czy pan słyszy że czuję każde słowo pańskiego przesłania"* Thich Quang Duc dokładnie zaplan