Mikołaj Grabowski podjął się rzeczy trudnej: przeczytania "Tartuffe'a" bez uprzedzeń interpretacyjnych i powtarzania oczywistości. Efekt nie w pełni zadowala.
"Tartuffe" to jeden z tych tekstów, które szkolna lektura z reguły spłaszcza i zohydza, ukazując jako ramotkę z pouczającym morałem. Nie lepiej poczyna sobie z tą komedią teatr, który z reguły czyni dramat Moliera medium bieżących aluzji i topornie udowadnia j ego aktualność, powtarzając, że niezależnie od zmieniających się przez wieki kostiumów ludzie pozostają tacy sami. A przecież "Tartuffe" - jak wiele najwybitniejszych dzieł w historii dramatu - to dramat społeczny i zarazem rodzinno-domowy; procesy rozkładu w sferze prywatnej i publicznej są paralelne, destrukcjajednego porządku pociąga za sobą drastyczne zmiany w drugim. Dostrzegł to Mikołaj Grabowski, w inscenizacji którego dramat Moliera nabiera niespodziewanie rysów Mrożkowskich. Zadziwiające, jak wiele z "Tartuffe'a" odnajdujemy w "Tangu". Na dużej scenie Starego Teatru zbudowano wery styczną kopię saloniku w willi nowobogackich: solidny parkiet, białe ściany, ogromne lustra, biał