We Wrocławiu odbędzie się jutro premiera "Króla Rogera" Karola Szymanowskiego, przygotowana z okazji 70. rocznicy śmierci kompozytora. Czy inscenizacją Mariusza Trelińskiego zainteresuje się świat? - pyta Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej. O ile dla promocji Chopina robimy wiele, o tyle Szymanowskiego skuteczniej lansuje zagranica.
Twórca najgłośniejszych w ostatnich latach przedstawień operowych pracuje nad "Królem Rogerem" po raz drugi. I to przy szczególnej okazji -dziś mija 70. rocznica śmierci Karola Szymanowskiego. Zagranica doceniła po latach jego muzykę, a"Król Roger" jest dziś jedyną polską operą, którą moglibyśmy wprowadzić do światowego repertuaru. Nie bardzo jednak wiemy, jak to zrobić. W 2000 roku Mariusz Treliński wystawił "Króla Rogera" w Operze Narodowej w Warszawie. Dał własną, osobistą, momentami wręcz osobliwą, interpretację. Odrzucił historyczne wątki sycylijskie "Króla Rogera" oraz konflikt między surowym światem chrześcijańskim a nieskrępowanym, barbarzyńskim światem Dionizosa. Spróbował stworzyć spektakl dla młodej widowni wychowanej na "Matriksie", by i do niej dotarła refleksja o kryzysie wiary, tak istotna w utworze. Spektakl wrocławski ma być zupełnie inny. - Dziś interesuje mnie przede wszystkim człowiek -zapowiada Mariusz Treliński.