"Carmen" w reż. Marka Weissa w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Pisze Jarosław Zalesiński w Polsce Dzienniku Bałtyckim.
Zacząć by trzeba od początku, czyli od słynnej habanery. W gdańskiej inscenizacji "Carmen", która w sobotę miała swoją premierę w Operze Bałtyckiej, habanerę ozdabia tak niezgrabnie wykonana baletowa wstawka, że wolałem wbić oczy w podłogę. Trudno zrozumieć, z jakich powodów tak doświadczony inscenizator, jakim jest reżyserujący to przedstawienie Marek Weiss-Grzesiński, wpuścił coś podobnego na scenę. Baletowe inkrustacje pojawiają się w trakcie przedstawienia jeszcze parokrotnie, już nie aż tak chybione, dzięki Bogu, a nawet męski balet, towarzyszący arii Escamilla, mógłby się podobać. Mógłby, gdyby nie to, że jego dynamiczna, kanciasta choreografia nijak się miała do klimatu całej sceny. Grzech główny najnowszej gdańskiej "Carmen" polega chyba właśnie na tym, że ta inscenizacja nie ma jasnego charakteru, klimatu, nie składa się w całość. Mam wrażenie, że grzech pierworodny tkwi u samej podstawy. Marek Weiss-Grzesiński, zaraz