"Szczęśliwy dzień" w reż. Andrzeja Chichłowskiego w Nowym Teatrze w Słupsku. Pisze Andrzej Lis, juror 18. edycji Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
To nie był mój szczęśliwy dzień. Nie dlatego, że spędziłem go w teatrze, bo takich dni w życiu było wiele i czasem sprawiały mi sporo przyjemności. Nie dlatego też, że na oglądanej w południe bajce dowiedziałem się, że krasnoludki są bardzo przydatne i pożyteczne, a na wieczornej farsowej komedii, że anioł stróż ma bardziej skomplikowane życie, niż facet którym się opiekuje. I nie dlatego, że oba przedstawienia były wytworami typowo komercyjnymi na żenująco niskim poziomie. Ale przede wszystkim dlatego, że w tej podwójnej komercji nie dostrzegłem niczego co usprawiedliwiałoby ich wyprodukowanie, eksploatowanie i wmawianie widzom tego, że mają do czynienia z teatrem, a nie z produktem teatropodobnym. Nie przypominam sobie, abym w ostatnich czasach oglądał spektakle, które tak drastycznie pokazywałyby, że teatr stracił całkowity kontakt z wszelkimi rzeczywistościami. I nie chodzi tylko o tę podstawową, dziejącą się dookoła, odczuwalną