- Operę "Rusałka" znam od dzieciństwa, na niej się wychowałem. Była mocnym elementem w kulturze czechosłowackiej. Pamiętam, jak nauczycielka w podstawówce puszczała nam fragmenty tej opery. Dlatego jestem z nią silnie zrośnięty emocjonalnie i kulturowo - mówi scenograf BORIS KUDLICKA przed premierą w łódzkim Teatrze Wielkim.
Anna Pawłowska: Akcję opery "Rusałka" Antonina Dworzaka z wodno-leśnych ostępów przenosicie z reżyserem Tomaszem Cyzem do szpitala psychiatrycznego. Dlaczego? Boris Kudlička: Operę "Rusałka" znam od dzieciństwa, na niej się wychowałem. Była mocnym elementem w kulturze czechosłowackiej. Pamiętam, jak nauczycielka w podstawówce puszczała nam fragmenty tej opery. Dlatego jestem z nią silnie zrośnięty emocjonalnie i kulturowo. Zainteresowałem się operą, kiedy zobaczyłem, że ona może być atrakcyjna, ciekawa, może opowiadać historię, która nie jest płaską bajką. "Rusałka" jest historią kobiety, którą możemy spotkać dzisiaj na ulicy. Historia o nieszczęśliwym zakochaniu jest jak najbardziej aktualna. Od baśniowej przyrody do zimnego, szpitalnego wnętrza jest jednak dosyć duże przejście... - Reprezentuję taki sposób myślenia, który wymaga wiele od tekstu. Nie chcę odtwarzać lasu, łąki, mgły, świata podwodnego, bo one w teatrze zawsz