"Piekło-niebo" Marii Wojtyszko w reż. Jakuba Krofty we Wrocławskim Teatrze Lalek. Pisze Anna Wakulik, członkini Komisji Artystycznej XIII Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Nie tak dawno, nie tak dawno temu sceny polskie zaludniane były postaciami matek wyciągniętych z umysłów ludzi, którzy niespecjalnie je chyba lubili. To były zazwyczaj grube i smutne albo żylaste i szare baby o imieniu "Matka", a to wmuszające w dzieci zupę, a to psioczące, a to piastujące urząd tła dla męża/ojca/syna, którzy byli głównym tematem rozważań. Wiadomo, że na psychoanalitycznych i literaturoznawczych tezach można wykopyrtnąć się łatwo i epicko, a jednak zaryzykuję: coś się zmieniło. Obraz matki w literaturze dramatycznej wyładniał, odmłodniał, nabrał wdzięku i riposty. Mama przeprowadziła się do dużego miasta, uwolniła od męża, niekoniecznie pracuje jako księgowa, a jej życie nie polega wyłącznie na nurzaniu się we frustracji. Można ją lubić, można chcieć nią być, a ona sama może mieć imię, nie być tylko nazwą funkcji. Udowodnić tę tezę mogę na podstawie odjazdowego tekstu Marii Wojtyszko wystawionego przez