"Woyzeck" w reż. Mai Kleczewskiej Teatru im. Bogusławskiego z Kalisza na Festiwalu Teatralnym Spotkania w Warszawie. Pisze Tomasz Mościcki w Dzienniku.
Ospały Festiwal Festiwali Teatralnych "Spotkania" dobiega końca. Jako ostatnie główne danie podano coś, co można określić jako "Büchner po Kleczewsku". Niestety ciężkie, łykowate i mało strawne. "Woyzeck" z kaliskiego Teatru im. Bogusławskiego miał być seansem okrucieństwa, wiwisekcją patologii, odwróceniem hierarchii wartości. Próżno jednak było szukać w tym dwugodzinnym przedstawieniu rzeczy, które sprawiłyby, że wyjdziemy z teatru odmienieni, poruszeni. Kleczewska nie wierzy, że dramat Büchnera może dziś jeszcze kogoś poruszyć. Zastawia więc na widza pułapkę - idzie na Büchnera, a słyszy tekst Kleczewskiej, która nie daruje żadnemu autorowi. Ponieważ są głupsi od reżyserki - więc wlepia im literaturę własnego chowu. Tylko na Boga, nie podpisujmy tego nazwiskiem Büchnera, bo nie on odpowiada za gangsterów na scenie, za całe stronice mierzenia ślubnych kiecek, konkursu karaoke, jakichś dziwacznych orgii odbywających się na scen