Jako skandaliczne określano przedstawienie "Strasznego dworu" wyreżyserowane w Teatrze Narodowym przez znanego reżysera filmowego, Andrzeja Żuławskiego. Głosy oburzenia spowodowały jednak skutek pożądany: spektakl cieszy się ogromnym zainteresowaniem, czego reżyser z pewnością nie osiągnąłby, gdyby wystawił stuletnie dzieło "po bożemu". Czy rzeczywiście jest powód do oburzenia? Nie, jeśli dopuszczamy wolność artysty w odczytywaniu klasyki (czyż Hanuszkiewicz nie jest za to krytykowany?). Żuławski, nie rezygnując ze środków wyrazu właściwych swojej profesji, zrobił na operowej scenie przedstawienie filmowo-teatralno-plastyczne. Niestety, w tym kolażu formy zgubił operę, z jej dominacją muzyki i śpiewu. Trudno bowiem koncentrować się na muzyce zepchniętej na plan dalszy przez ekran filmowy, na którym pojawiają się różne fakty i postacie historyczne nie związane z operą, ale z jej interpretacją reżyserską. Trudno też zaakceptować est
Źródło:
Materiał nadesłany
"Przegląd Techniczny" nr 9