Ta inscenizacja może się podobać, gdyż zrealizowana została rzetelnie, z szacunkiem dla widza. W świat "Czarownic z Salem" wprowadza nas patetyczna, pulsująca muzyka Michała Lorenca, a głównym elementem scenografii jest groźne, piękne i obojętne na ludzkie losy niebo. Trudno się jednak oprzeć wrażeniu, że oprawa spektaklu wyreżyserowanego przez Barbarę Sass przytłoczyła aktorów. Jako że o czarownicach i czarach mowa, na scenie nie zabrakło ognia (ku przerażeniu teatralnych strażaków), pojawił się także wprawdzie jeden, ale za to ponętny kobiecy biust. Przede wszystkim jednak oglądany po latach od napisania dramat Arthura Millera odsłonił precyzyjną konstrukcję, udowadniając, że mechanizm funkcjonowania ideologicznej nagonki jest niezmienny. Zarówno w niegdysiejszych polowaniach na czarownice, jak i w działaniach osławionej komisji McCarthy'ego, nękającej odszczepieńców, którzy jej zdaniem pragnęli zachwiać podstawami American Dream. Bez
Tytuł oryginalny
Niestraszne czarownice
Źródło:
Materiał nadesłany
Przekrój nr 2