"Król Ubu" Krzysztofa Pendereckiego w reż. Waldemara Zawodzińskiego w Operze Śląskiej w Bytomiu. Pisze Magdalena Dziadek w Ruchu Muzycznym.
Już pierwsza scena (nieapetyczna, kłębiąca się w łóżku para głównych bohaterów wystylizowanych na Kiepskich) zdradza intencję reżysera: ma być dynamicznie, frapująco, genderowo. Od tej pierwszej sceny tryskająca energią Ubica zdecydowanie dominuje nad flakowatym małżonkiem, w czym dopomaga przypisany jej rodzaj śpiewu: przepełniony zamaszystymi skokami ciężki melos, w którym trudno wysłyszeć zapowiedziane przez kompozytora echa Mozartowskiej i Rossiniowskiej opery buffa. Muzyka pierwszego aktu kojarzy się raczej z Wagnerem: jest niepokojąca, pełna potężnych zrywów, odległa o lata świetlne od konwencji opery komicznej i od groteskowości Zeitoper, mimo że do porównania upoważnia podstawa literacka, trącająca o klimaty Stefana Georgego czy Franka Wedekinda. Potem jednak Penderecki popuszcza cugli, włączając do utworu echa muzyki Bizeta, a w drugim akcie zapładnia swoją abstrakcyjną meloperę pomysłami z Carla Orffa (skandowane bojowe wejści