Wybór "Zemsty" na inaugurację sezonu w Teatrze Narodowym jest zapowiedzią linii repertuarowej, jakiej należy oczekiwać od tej sceny. Wbrew jej, nazwie i funkcji zdarzały się tam ostatnio okresy bez polskich autorów. Wypada więc przyjąć ten "bilet wizytowy" Dejmka jako prognostyk. Zagrane żywo przedstawienie przypomina poetyckie uroki komedii Fredry. Dźwięczne, melodyjne i pełne humoru frazy, brzmiące na ogół czysto, jeszcze raz potwierdzają fakt, że arcydzieło Fredry, wzór niedościgniony scenicznej plastyczności, teatralnego języka i siły komicznej opiera się zwycięsko wszelkim zabiegom inscenizacyjnym i każda interpretacja "Zemsty" potrafi wykrzesać zapał widowni. Wydaje się, że i tym razem oklaski są kierowane przede wszystkim pod adresem autora. Bo "Zemsta" w omalże farsowym ujęciu Ewy Bonackiej bynajmniej nie zaspokaja wysokich wymagań, jakie stawiamy realizacji arcydzieł klasycznych w Teatrze Narodowym. Myślę zarówno o sprawie stylu fredrowskiego, jak o sprawie spojrzenia na "Zemstę" z perspektywy naszej współczesności, okiem człowieka, żyjącego w innym klimacie obyczajowym i społecznym, niż widz teatralny przed stu laty, czy nawet w dwudziestoleciu międzywojennym. W tym sensie przedstawienie jest krokiem wstecz w stosunku do wcześniejszych inscenizacji powojennych tej komedii.
Chcąc sprecyzować to zagadnienie, trzeba przypomnieć słynne "obrachunki" Boya z konserwatywną fredrologią. Rozbijając mit o zawartej w komediach Fredry apoteozie szlachetczyzny, atakując krytyków, którzy widzieli w "Zemście" "wzór poczciwości, szczęścia i cnoty", przeciwstawiał się Boy zarazem atmosferze współczesnego sobie życia, w którym - jak wiadomo - relikty sarmackiego sposobu myślenia były jeszcze nader żywotne. "Stosunek fredrologów do fredrowskiego świata - pisał Boy - demonstruje z całą naiwnością, ile jeszcze sarmatyzmu spod najciemniejszej gwiazdy pokutuje w naszych obiegowych kryteriach moralnych". Przedmiotem ataku Boya był więc "materiał życiowy" fredrowskich komedii. Krytyk odkrywał miernotę moralną odzianych w kontusze sarmackich postaci, których portretowe repliki w nowoczesnych ubraniach spotykał w swojej współczesności. Świat fredrowski był dla niego zjawiskiem jeszcze realnym, możliwym do sprawdzenia i egzemplifikacji n