"Staruszek" wg Tadeusza Różewicza w reż. Eweliny Ciszewskiej, Instytut im. Jerzego Grotowskiego i Wydział Lalkarski Akademii Sztuk Teatralnych im. S. Wyspiańskiego w Krakowie Filia we Wrocławiu. Pisze Hubert Michalak w portalu Teatrologia.pl.
Gdy w 2001 roku na Małej Scenie Wrocławskiego Teatru Lalek Wiesław Hejno pokazał inscenizację Śmiesznego staruszka, był pionierem na przynajmniej dwóch polach. Przygotował jedną z pierwszych (o ile nie pierwszą) inscenizację dzieła Tadeusza Różewicza w estetyce teatru lalek. Ponadto jako pierwszy zaproponował również rozpisanie monologu tytułowego bohatera między kilku aktorów. Przedstawienie cieszyło się wielką popularnością, widniało na afiszu ponad dekadę, pokazywane było na festiwalach, zebrało wiele nagród – a lalki tytułowego bohatera stały się ikonami charakterystycznego stylu scenografki Jadwigi Mydlarskiej-Kowal. Po latach można było je zobaczyć na wystawie Świadomość lalki. Teatr form Jadwigi Mydlarskiej-Kowal zorganizowanej przez Wrocławski Teatr Lalek w sezonie 2016/17.
Okolicznościowe, wspomnieniowe czy monograficzne wystawy to zwykle jedyna szansa na (choćby symboliczny) przywrócenie elementów realizacji, które zeszły z afisza: fragmentów scenografii, archiwalnych kostiumów, lalek z czeluści magazynu – często niepowtarzalnych dzieł sztuki. Niebywale rzadko zdarza się, by przedstawienie miało przedłużone życie i powracało w innym spektaklu – nie we własnej kopii, nie w przeniesieniu inscenizacji, ale w twórczym dialogu. Sytuacja taka wydarzyła się podczas „Archipelagu Tadeusza Różewicza”. W premierze przedstawienia Staruszek w reżyserii Eweliny Ciszewskiej na scenę powrócił lalkowy starszy pan ze swoją charakterystyczną, pobrużdżoną twarzą i wydłużonym nosem – lalka Mydlarskiej-Kowal.
Niedużą przestrzeń sceniczną Instytutu Grotowskiego dodatkowo pomniejszono, stawiając trzy ścianki okalające boki i tył sceny. Ażurowe konstrukcje pozwalają podejrzeć kulisy, można na nich coś położyć, ktoś może z nich wyjrzeć albo się po nich wspiąć. Na proscenium zasiedli muzycy: z prawej strony wiolonczelista z elektronicznym instrumentem, z którego wydobywa zaskakująco rozległą skalę dźwięków (Marcin Krzyżanowski), z lewej – narrator i wokalista (Mieczysław Eligiusz Litwiński). W tak zaproponowaną przestrzeń wbiegają wykonawcy – studentki i studenci II i III roku Wydziału Lalkarskiego wrocławskiej filii krakowskiej AST. Ubrani na biało, jedni w golfach, inni w koszulach, boso albo w trampkach, w getrach, spodniach i spódnicach pojawiają się znikąd, wypełniając scenę życiem i gwarem: rozgrzewają się przed spektaklem, plotkują, szturchają się. Atmosfera przypomina nie tyle teatralną garderobę, co licealną szatnię tuż przed dzwonkiem.
Wtem atmosfera zmienia się. Gdy pojawia się Staruszek, ulatuje nastrój niezobowiązującego towarzyskiego spotkania. Opowieść bohatera rwie się fabularnie, ale trzyma rytm i tempo. Reżyserska adaptacja tekstu zintensyfikowała utwór Różewicza, zachowując moc jego przekazu i rdzeń opowieści – historię o człowieku, który nieporadnie stara się wejść w kolejne życiowe relacje i coraz bardziej mu się to nie udaje. Zniknęły z monologu historie poboczne, jak ta o zalewaniu myszy wrzątkiem, emocjonalne przywiązanie do francuskiej pieśniarki czy finałowe sceny z pielęgniarzami. Został głos coraz bardziej zagubionego człowieka.
Staruszek (lalka animowana przez aktorów w zmiennym składzie) wiele miejsca w swoim wyznaniu poświęca ciału i cielesności. Temat ten przeniesiono w warstwę teatralną w organicznie zrośnięty z tekstem sposób. Oto w trakcie monologu lalka Staruszka przepycha się między klatkami piersiowymi i łydkami mężczyzn, wspina po ciałach kobiet, przygląda ćwiczeniom fizycznym, pozwala się dotykać, głaskać i nosić na rękach. Jednak sama jest odcieleśniona, w wielu scenach pozbawiona tułowia czy kończyn, czasem gra tylko jej głowa – a raz jedynie projekcja twarzy Staruszka. Od czasu do czasu z boków sceny wyrastają pojedyncze części ciała – dłonie, stopy, głowy. Są jak abstrakcyjne przypisy do treści głównej, teksty poboczne chaotycznego monologu, pozornie bez związku, jednak umocowane w podziemnym nurcie tego przedstawienia. Każdy element młodych, pełnych energii ciał wykonawców stoi w kontrze do nieistniejącego ciała Staruszka: wydepilowane pachy, podkreślone piersi czy owłosione torsy są poza jego zasięgiem, a spodnie obnażające łydki, krótkie spódnice czy top odsłaniający pępek stanowią pokusę rodem z piekła.
Opresyjność cielesności jest jednak kontrowana lekkością gry aktorskiej. To, co cielesne i dla Staruszka kłopotliwe unieważnia choreografia ciał w przestrzeni. Przedstawienie obfituje w zbiorowe układy rytmiczne i choreograficzne, których energia wydaje się rozsadzać niewielką przestrzeń teatralną Instytutu. W wielu scenach mamy też do czynienia ze zbiorową animacją, którą również można oglądać jak precyzyjną choreografię. Sceny te dodają lekkości, tak potrzebnej w depresyjnym monologu Staruszka. Wszystkie zostały mądrze wpisane w strukturę tekstu i nie sprawiają wrażenia doklejonych na siłę – przeciwnie, wizualnie go wzbogacają i urozmaicają.
Podobnie jak w przedstawieniu Wrocławskiego Teatru Lalek z 2001 roku, tak i tu animacja lalki to zadanie zespołowe. Jednak w przeciwieństwie do pięcioosobowej ekipy animatorów w spektaklu z 2001 teraz zespół w każdej scenie się zmienia, zupełnie jakby Ciszewska każdemu chciała dać szansę zaprezentowania umiejętności.
Główny ciężar monologu bohatera dźwiga Adrian Wiśniewski, który też najczęściej staje się animatorem głowy Staruszka. Animacją Staruszka zajmują się mężczyźni (Arkadiusz Jaskot, Piotr Regdos, Michał Remiszewski, Jan Stasiczak, Szymon Stęchły i Bartłomiej Zdeb). Przejmując lalkę przypominają formację wojskową, zdyscyplinowaną i podporządkowaną temu, kto akurat prowadzi głowę. Znika zupełnie młodzieńcza świeżość i niesforność otwierającej sceny. Wspólnie budują spójną tożsamość postaci, posługując się między innymi głosem, gdzieś pomiędzy zadyszką a dyszkantem. Każdy z aktorów przejmujących rolę, stara się przejąć też ten sam sposób mówienia.
Reżyserka w przedstawieniu słabiej umocowała kobiety (Aleksandra Kołtuniak, Kornelia Niziołek i Ewa Wyględowska). Ciszewska wydaje się podążać za mizoginią wpisaną w postać Staruszka. Kobiety są przede wszystkim dostarczycielkami, obiektami do zdobywania (tu – wspinania się na nie), dobrotliwymi opiekunkami wspierającymi opadłego z sił Staruszka.
Bez względu jednak na płeć i skalę zadania aktorskiego, wykonawcy stanowią precyzyjną, dobrze ustawioną grupę, która zna swoje zadania i pięknie współgra ze sobą. Byłoby wspaniale, gdyby polskim teatrom udało się zbliżyć do zespołowości takiej, jaką pokazali aktorzy Staruszka.
Osobnej uwagi domaga się warstwa dźwiękowa spektaklu. Duet Krzyżanowskiego i Litwińskiego wprowadza dodatkową jakość do przedstawienia. Doświadczeni muzycy uzupełniają energię młodych adeptów aktorstwa o dobrze rozumianą rutynę. Rozdygotana w emocjach, ale mocno oparta o fabułę narracja Litwińskiego stanowi wartość samą w sobie. Artysta wydaje się głęboko zanurzać w treść wyznania Staruszka i wydobywać z niego dla nas emocjonalną esencję. Z kolei partnerująca wiolonczela pod palcami Krzyżanowskiego to osobny performans, muzyczna siła wspierająca przedstawienie i budująca je w warstwie pozajęzykowej.
Znamienne, że z tytułu przedstawienia zniknął przymiotnik „śmieszny”. Opowieści bezimiennego starszego pana najwyraźniej nie budzą już wesołości, nawet tej, która bierze się z pogardy czy niezdrowej potrzeby wyśmiania cudzych problemów. Może nauczyliśmy się, że należy nie tyle śmiać się z kłopotów starszego pana, co być z nim w trosce i przejęciu. Niekoniecznie musimy go wspierać, być może wystarczy mu nasza obecność.
Staruszek. Autor: Tadeusz Różewicz; reżyseria, adaptacja, koncepcja plastyczna: Ewelina Ciszewska; muzyka (kompozycja oraz wykonanie na żywo): Marcin Krzyżanowski; wokalizy: Mieczysław Litwiński; projekcje oraz wideo: Wojciech Hejno; reżyseria świateł: Robert Baliński. Instytut im. Jerzego Grotowskiego i Wydział Lalkarski Akademii Sztuk Teatralnych im. S. Wyspiańskiego w Krakowie Filia we Wrocławiu, premiera 11 października 2021.