Ten "Śmieszny staruszek" nie jest, ani śmieszny, ani staruszek. Sztuka Tadeusza Różewicza - sztuka nie sztuka, bo to właściwie udramatyzowany monolog, choć autor bardzo broni się przed takim określeniem - otóż sztuka ta to spowiedź z życia pospolitego, mizernego, przegranego. Życia, o którym opowiada się tam na scenie, a które jest udziałem wielu na widowni. Oto człowiek, który gdzieś około czterdziestki przestaje być Napoleonem, idącym na podbój świata, rezygnuje z walki, zdaje się na wegetację, wygodnictwo, emeryturę duchową. Zagubiony w drobiazgach codziennych, przytłoczony wielkością spraw rozszalałego świata, zmęczony i zgnębiony. Bohater Różewicza jest zramolałym staruszkiem, na granicy demencji, śmiesznym i żałosnym. I tak właśnie - śmiesznie i żałośnie - spowiada się przed dziwnym trybunałem, złożonym z sędziów-manekinów. W tej mieszance sprzecznych odczuć tkwi przejmujący urok sztuki, którą
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy nr 63