Wersja koncertowa "Walkirii" w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Adrianna Ginał w Życiu Warszawy.
Wypełniona po brzegi Opera Narodowa zamarła w podziwie, gdy po raz pierwszy zabrzmiał tu głos króla tenorów. Potem były niekończące się wiwaty i, co się rzadko zdarza, owacja na stojąco. Gdy tylko Placido Domingo [na zdjęciu] pojawił się w koncertowym wykonaniu "Walkirii" Ryszarda Wagnera, wiadomo było, że ten wieczór zapamiętamy na zawsze. Jeden z największych śpiewaków świata wszedł bowiem na scenę, jako wagnerowski Siegmund uciekający przed prześladowcami wojownik, któremu w wagnerowskim fantastycznym świecie przydarzy się miłość niesamowita i tragiczna. Utożsamienie się z rolą i autentyczność przeżyć wybitnego śpiewaka sprawiły, że kompletnie daliśmy się wciągnąć w skomplikowaną wagnerowską mitologię. Pierwsza myśl, gdy słyszy się Placido Domingo na żywo, jest taka, że jego głos się chyba nigdy nie zestarzeje; taki dar to niemal ósmy cud świata. Druga - po cóż scenografia i kostiumy, skoro ludzki głos może aż