"Pantaleon i wizytantki" w reż. Pawła Aignera w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Grzegorz Konat w Przeglądzie.
"Miasto dla zuchwałych". Tak nazywane jest peruwiańskie lqiutos - miejsce akcji powieści Maria Vargasa Llosy "Pantaleon i wizytantki" - gdyż nie podlega ono władzy państwowej i nie płaci się tam podatków. Niestety, w najnowszej premierze stołecznej sceny Studio zuchwałości było jak na lekarstwo. A przecież ta oparta na faktach historia kapitana Pantaleona Pantojy - oficera, któremu armia wydaje polecenie zorganizowania wojskowego burdelu, aby postawić tamę lawinie gwałtów dokonywanych przez stacjonujących w dżungli żołnierzy na miejscowej ludności - aż się prosi o mocną realizację. Mocną i odwołującą się do realiów współczesnej Polski. Tymczasem w morzu przeciętności, jakie wylało się ze sceny, to właśnie zachowawczość przenoszącego tę powieść po raz pierwszy na scenę Pawła Aignera uderzała najmocniej. Braku wyraźnego społecznego kontekstu sztuki, niedostatku głębi psychologicznej u głównego bohatera i prawdziwości dramatyzmu, k