Akcja skrojona według sensacyjnego wzoru, niesamowity wątek tożsamości głównych bohaterów, wspaniała obsada, zdawałoby się gwarantują najnowszej premierze Starego Teatru murowany sukces. Mimo to inscenizację "psychologicznego thrillera" Ronalda Harwooda "Zatrute pióro" przygotowaną przez Krzysztofa Orzechowskiego na Scenie Kameralnej śledzimy z narastającym uczuciem niedosytu. Ów niedosyt nie wynika jedynie z faktu, iż część widzów od początku wie na czym polega główna niespodzianka: że mianowicie ginący tragiczną śmiercią krytyk muzyczny Eryk Wells i podejrzewany o zamordowanie go kompozytor Peter Godwin to... jedna i ta sama osoba. Inspiracją do napisania "Zatrutego pióra" stały się autentyczne wydarzenia, jakie rozegrały się w Wielkiej Brytanii w latach trzydziestych. Jednak w sztuce Harwooda nie jest przecież najważniejsze przekonanie się kto kogo zabił i dlaczego. Schizofreniczne rozdwojenie głównego bohatera, który poc
Tytuł oryginalny
Niesceniczny hit?
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Krakowska nr 288