XI Ogólnopolski Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnychn w Łodzi podsumowuje Michał Lenarciński w Dzienniku Łódzkim.
Za dwa dni XI Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych przejdzie do historii. A wraz z nim rzeczy przyjemne (o których powinniśmy jednak pamiętać) i nieprzyjemne (o których można zapomnieć, ale nie o wszystkich). Wychodząc od tytułu festiwalu, stwierdzić należy, że najprzyjemniejsze było w nim to, że w ogóle się odbył. Jest to jedyny w Łodzi tej rangi festiwal teatrów dramatycznych, a prezentuje gust i wrażliwość swego dyrektora - Ewy Pilawskiej (jednocześnie dyrektora Teatru Powszechnego, który jest festiwalu gospodarzem i organizatorem). Czy się to komuś podoba, czy nie, tak się to teraz w świecie odbywa: jeden dyrektor - jeden program. Pilawska, co udokumentowała mijająca edycja imprezy, sporo po polskich teatrach podróżuje i jeszcze więcej ogląda. Kilka lat temu uznając, że formuła wyłącznie festiwalu sztuk przyjemnych wyczerpała się, dodała "sztuki nieprzyjemne", rozumiejąc je - podobnie jak G.B. Shaw - jako dramaty nie do śmiechu