Powtarzała, że artyści mają obowiązek angażować się w politykę. Bo po prostu wiedzą lepiej. Gdyby Melina Mercouri żyła dziś, wściekłaby się, widząc Grecję pogrążoną w takim kryzysie - o greckiej artystce Dionisios Sturis w Gazecie Wyborczej.
To miał być kolejny nudny wywiad. Tym razem dla nowojorskiego radia. Melina w ostatnich tygodniach udzielała ich niemal bez przerwy. Wszyscy pytali o to samo: o teatralne początki w Grecji, o oscarową nominację za ''Nigdy w niedzielę'', jak doszło do tego, że film przerobiono na musical, czy cieszy się, że gra na Broadwayu, i czy lubi swoją bohaterkę Ilię. - Nienawidzę! Rozumie pan, nienawidzę! - zawołała. Dziennikarz oniemiał. - Dlaczego?! - Bo to, co pokazuje, jest kłamstwem. W Grecji nie ma dzisiaj radości. To kraj skuty łańcuchami dyktatury. - Czy pani właśnie skrytykowała rząd pułkowników? - Yes! I did! Radiowiec trafnie zwęszył gorący news. Pyta, czy Melina powtórzy to samo przed kamerą. Powtórzy. Świetnie, to on wróci za kilka godzin. Po tej deklaracji nie było odwrotu - był za to olbrzymi strach o rodzinę i przyjaciół, którzy zostali w Grecji i których niepochlebny komentarz mógł narazić na prześladowania ze stro