„Faraon” wg powieści Bolesława Prusa i opery „Aida” Giuseppe Verdiego w reż. Cezarego Tomaszewskiego w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Pisze Magdalena Legendź w kwartalniku „Relacje–Interpretacje”.
Faraida – tak miał się nazywać spektakl, którego premiera zakończyła miniony sezon. Adaptator powieści Bolesława Prusa, krytyk i teoretyk współczesnego teatru, w Faraonie i w Aidzie, operze Giuseppe Verdiego, dostrzegł bowiem komplementarność obu monumentalnych dzieł.
Znaczące podobieństwa ujawniają się w kontekście narracji przemocy, ksenofobii i rasizmu, nawet jeśli pojęcia te nie były w XIX wieku tak nazywane czy w ogóle dostrzegane. Świat się zmienił, zaliczając po drodze Holocaust, co zauważa nie tylko Grzegorz Niziołek, autor książki Polski teatr Zagłady.
Rezygnacja z takiego brzmienia tytułu nie sprawiła, że spektakl stał się bardziej Faraonem, lekturą, która przyciągnie szkolną publiczność. Chyba nie o to we współczesnym teatrze chodzi, by imitować myślenie poprzednich pokoleń, ale by na kanwie dawnych tekstów zastanawiać się nad współczesnością. Nad tym, jakie siły i resentymenty nami powodują i jakie emocje targają. I o czym nie chcemy pamiętać.
Przedstawienie, jak piszą twórcy w programie, jest fantasmagorią, artystyczną fantazją na temat starożytnego Egiptu, wykorzystującą tropy obu utworów. Wspólnymi elementami są miłosne trójkąty, intrygi kapłanów, kara śmierci, klęska przemijającego porządku. Punktem wyjścia dla twórców, a zwłaszcza dla reżysera, Cezarego Tomaszewskiego, była muzyka. Nie chodziło wyłącznie o piękny śpiew i obrazy, choć jednego i drugiego w tej realizacji nie brakuje. Karol Nepelski interesująco zaaranżował Verdiego i dopisał swoją muzykę – przejmującą, mroczną, prowadzącą poszczególne postacie. Współtworzącą nie tylko klimat, ale i akcję. Najsłynniejszy Marsz triumfalny pojawia się trzykrotnie w różnych wariantach brzmieniowych i nigdy nie wybrzmiewa w pełni – w przedstawieniu nie ma zwycięzców. To ważne przesłanie, gdy wojna toczy się tak blisko nas.
Zasadniczą fabułę stanowi historia egipskiego następcy tronu i jego dwóch kochanek – Fenicjanki i Żydówki – którą uzupełniają znane arie z opery opowiadającej dzieje córki faraona i jej głównodowodzącego oraz uprowadzonej w niewolę etiopskiej królewny Aidy. Te narodowości są ważne – uprzedzenia, stereotypy na ich tle oraz niemożliwe do opanowania afekty stają się źródłem tragicznych wydarzeń, w których wszyscy są ofiarami. Niechęć do obcego, Innego, odtwarza się w kolejnych pokoleniach poza świadomą pamięcią.
Nie oszukujmy się: gdy mówimy Faraon, większość widzów, nie tylko zaawansowanych wiekiem, ma przed oczami kadry z nominowanego do Oscara filmu Jerzego Kawalerowicza. Zinterpretował powieść jako rzecz o mechanizmach władzy. W bielskim teatrze, nagradzany za gesty „teatralnego nieposłuszeństwa”, reżyser skupił się na wątku miłosnym i kulturowych różnicach w tej sferze. „Żydzi ukradli nam nasze skarby i przywłaszczyli sobie naszego Boga” – mówią kapłani, a z kolei młody Ramzes wyznaje miłość Żydówce słowami podobnymi do hebrajskiej Pieśni nad pieśniami. W tle damsko-męskich perypetii pulsuje wyczuwalne erotyczne napięcie między młodymi protagonistami. Widać to też w scenie uroczystości na cześć Ramzesa: zdobiący wówczas gmach świątyni motyl ma wyraźnie falliczne elementy, a podczas rytualnej orgii nikt nie patrzy na płeć. Niezwykle pomysłowa, momentami zabawna, umowna, jak wiele innych tanecznych układów, choreografia tej sceny jedynie sugeruje pikantność – trwa jednak dość długo i przez to może peszyć pruderyjne jednostki. Dodajmy, że artyści są kompletnie ubrani.
Większość realizacji Aidy odznaczała się przepychem wystawy scenicznej, szczególnie te dawne wykorzystywały bogactwo dworu faraona jako pretekst do zaprezentowania feerii barw i egzotyki ze zwierzętami włącznie. W bielskiej realizacji scenografowie postawili na niemal pustą scenę. Horyzont pokrywają zwiewne, mieniące się w świetle reflektorów złote draperie, złotem lśnią nakrycie głowy kapłanki Kamy i szaty Ramzesa, złotem połyskują ciała bohaterów. Kolejne miejsca akcji wyczarowują błyskotliwie prowadzone światło oraz niewiele rekwizytów: krzesło, portal świątyni z dwuznacznymi malunkami, palmy czy sandały. Wiele trzeba sobie wyobrazić, śledząc codzienne i hieratyczne gesty aktorów, a ta umowność świetnie się sprawdza. Kostiumy są równie proste i funkcjonalne, lekko stylizowane na starożytne. Wyjątkiem są stroje chórzystów – biel współczesnych trykotów i dresowych spodni, przełamana grubymi złotymi naszyjnikami-łańcuchami, odzwierciedla biel przewiewnych egipskich tkanin.
Funkcja chóru jest w tym spektaklu nie do przecenienia. Oprócz pięciu bohaterów, czyli jak w operze głosów solistów, odgrywa wszystkie pozostałe role. Nie tylko jest chórem operowym, gdy wyjeżdża z zapadni tuż po uwerturze, granej przez niewidzialną orkiestrę pod batutą widzialnego dyrygenta. Jest chórem antycznym, gdy komentuje wydarzenia, wreszcie wchodzi w rolę grupy niewolników, gapiów, kapłanów, sędziów, wojska i posuwa akcję do przodu. Wypowiada też kwestie starego króla czy królowej matki. To niezwykle teatralne i zabawne sceny, gdy np. odgrywa rozmowę władcy z ludem, przebiegając z jednej strony sceny na drugą, tak jak czynią dzieci w trakcie spontanicznej zabawy.
Chór składa się z kilkunastu silnych scenicznych osobowości bielskiego teatru, mimo to przedstawienie jest wybitnie zespołowe. Patrzmy na aktorów i podziwiajmy, jak brzmią (ruchowo i głosowo) jednym głosem, choć dźwięczą w nich różne emocje, jak zestrojone w jedno są zindywidualizowane gesty i drobne poruszenia. Jak znakomicie brzmią w wokalnych partiach.
Trochę mało w spektaklu Faraona (Mateusz Wojtasiński), który głównie prezentuje tors i pręży gibkie ciało tancerza. Kamie (Oriany Sojki) daleko do zmysłowości i sex appealu Barbary Brylskiej. Z kolei Tutmozis (Michał Czaderna) nie zaprzyjaźnił się ze swoim kostiumem i porusza się jakby wbrew niemu. W ich cieniu pozostaje Lykon (Karol Pruciak). Na tym tle wybija się kreacja Marty Gzowskiej-Sawickiej jako Sary. Zebrała i przetworzyła w niej całe swoje aktorskie doświadczenie. To na niej skupia się nienawiść do obcych kumulująca się w zabójstwie jej synka i śmierci jej samej. Sceny z jej udziałem się zapamiętuje.
Przedstawienie jest niezwykle widowiskowe, gorzkie i zabawne, liryczne i dramatyczne. Brawurowo łączy teksty sprzed ponad wieku z nowoczesną teatralną estetyką, dzięki czemu trafia do wrażliwości współczesnego widza. Czy wrażliwego też na kwestie ludobójstwa, czystek etnicznych lub wykluczenia? Ale to już inna historia.
Teatr Polski w Bielsku Białej: Faraon, na motywach powieści Bolesława Prusa i opery Aida Giuseppe Verdiego, adaptacja i dramaturgia Grzegorz Niziołek, reżyseria Cezary Tomaszewski, scenografia i kostiumy BRACIA – Agnieszka Klepacka i Maciej Chorąży, światła Jędrzej Jęcikowski, muzyka Giuseppe Verdi, Karol Nepelski. Premiera 4 czerwca 2022.