Bartosz Szydłowski przygotował w Łaźni spektakl "Wścieklizna show"
- Najnowszy spektakl Wścieklizna show - jak napisał Pan w ulotce - jest groteską pokolenia "flow". Co to za pokolenie? - 30-latków, którzy są cały czas nienasyceni, poddają się współczesnym "afrodyzjakom" - reklamom czy wskazówkom, jak osiągnąć sukces i kim się stać. To pokolenie instruktażowe, które gdzieś zatraca własną tożsamość. Chęć autokreacji i pokazania się jest bardziej wynikiem mody na sukces niż wewnętrznych potrzeb. Próbuję naszkicować portret ludzi rozdartych pomiędzy kuszącą, kolorową witryną a poczuciem chaosu. Można powiedzieć, że nasi bohaterowie istnieją dopóty, dopóki witryna sklepowa się świeci i program telewizyjny jest włączony. Kiedy "światła" gasną, czują się kompletnie zagubieni. Powiedziałbym, że to pokolenie głęboko dekadenckie. Poszukujące ekscytacji, nowych bodźców, pokolenie w dużej mierze znudzone i rozczarowane. - Dlaczego zdecydował się Pan na realizację spektaklu będącego czarną komed