"Szkarłatny płatek i biały" angażuje precyzją i mądrością, z jakimi przedstawienie zostało skonstruowane, misternym splotem tonacji gry aktorskiej poszczególnych bohaterów, scenografią, która zdaje się odzwierciedlać wewnętrzne uczucia postaci - o spektaklu Kuby Kowalskiego pisze Aleksandra Majewska z Nowej Siły Krytycznej.
W XIX-wiecznej Rosji z dramatów Czechowa wszyscy zdają się być wiecznie głodni: mówią o jedzeniu, oczekują na jedzenie albo zlecają służbie przygotowanie jedzenia. W londyńskim świecie "Szkarłatnego płatka i białego", spektaklu wyreżyserowanego przez Kubę Kowalskiego w warszawskim Teatrze Studio, bohaterowie jedzenia mają aż nadto, ale cierpią na innego rodzaju niedosyt - niedosyt wolności, niedosyt zaspokojenia erotycznego, niedosyt dóbr materialnych. Związani sztywnymi konwenansami, z trudem znajdują ujście dla swoich seksualnych pragnień, które rozpaczliwie starają się zaspokoić w ciemnych uliczkach, płacąc najemnym kochankom. Wspinanie się w górę po stromej drabinie społecznej okazuje się niemożliwe. Ostatecznie i tak byłoby bezcelowe, bo nawet pieniądze dają wolność jedynie pozorną, nie uwalniając od bezlitosnego reżimu XIX-wiecznych mieszczańskich obyczajów. Nikt nie będzie tu szczęśliwy. Sześć stóp pod wodą Ta londyńsk