EN

15.10.2013 Wersja do druku

Nienachalna uroda Szwejka

- Tych, którym kojarzę się z komedią i śmiechem, pewnie znów zaskoczę. Ale właśnie tak próbuję ustawić swoje aktorstwo. I dlatego wydaje mi się, że jestem aktorem prawdziwym. Ja nie kłamię, nie udaję. Ja jestem - mówi ROMAN KŁOSOWSKI przed piątkowym spektaklem "Ostatniej taśmy Krappa" w Warszawie. Z obchodzącym 60-lecie pracy artystycznej aktorem rozmawia Jan Bończa-Szabłowski z Rzeczpospolitej.

Czy rola Romana Maliniaka była dla pana przekleństwem czy błogosławieństwem? Roman Kłosowski: Myślę, że ani jednym, ani drugim. Może tylko zaczęło mnie w którymś momencie denerwować, kiedy ludzie podchodzili do mnie na ulicy i wołali: panie Maliniak! Ale dziś wszystko wróciło do normy. Maliniak zyskał popularność, ale to w sumie dość mętna postać... - Absolutnie tak. Na początku zresztą miałem sporo obiekcji, czy ją przyjąć. Facet raczej wredny, lizus, podkopuje zaufanie do szefa. Ale w końcu musiał mieć coś w sobie, skoro budził sympatię. Naprawdę groźny okazał się w drugiej części "Czterdziestolatka", gdy przeobraził się w związkowca karierowicza. - Myślę, że niejeden polityk mógłby się w nim przejrzeć. A w ogóle to jestem wdzięczny Jerzemu Gruzie, że w tym popularnym serialu dał szansę nie tylko głównym postaciom, ale też takim jak kobieta pracująca Ireny Kwiatkowskiej czy mój Maliniak. Może zresztą jest we mni

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Nienachalna uroda Szwejka

Źródło:

Materiał nadesłany

Rzeczpospolita online

Autor:

Jan Bończa-Szabłowski

Data:

15.10.2013