"Tannhäuser" Richarda Wagnera w reż. Laco Adamika w Operze Krakowskiej w Krakowie oraz "Tristan i Izolda" Richarda Wagnera w Filharmonii Narodowej pod dyrekcją Jacka Kaspszyka i w Operze Narodowej w reż. Mariusza Trelińskiego. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
Wreszcie i my mamy odwagę zmierzyć się, choć z różnym skutkiem, z dramatami Richarda Wagnera. To było dziesięć dni niepodobnych do innych w polskim życiu muzycznym. W tak krótkim czasie odbyła się w Operze Krakowskiej pierwsza w dziejach tego miasta premiera dramatu Richarda Wagnera (wybrano "Tannhäusera"), a warszawska publiczność mogła poznać dwie interpretacje najwspanialszej w dziejach muzycznej historii miłosnej - "Tristana i Izoldy" - w Filharmonii Narodowej i w Operze Narodowej [na zdjęciu]. Likwidujemy w ten sposób istotną lukę w znajomości światowego dziedzictwa. Można Wagnera nie lubić, ale należy poznać. Jego muzyka przestała już być obciążona bagażem politycznych konotacji, które sprawiły, że w PRL, na Ziemiach Odzyskanych, nie wolno było inscenizować Niemca z Bayreuth. Odium ciążyło na nim nawet po transformacji: gdy w 2001 r. Opera Śląska wystawiła "Tannhäusera", zaśpiewano go po polsku. Orkiestry górą Czas podejrzli