"Łaskawość Tytusa" Wolfganga Amadeusza Mozarta w reż. Ivo van Hove w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Pisze Dorota Kozińska w Teatrze.
Ivo van Hove ubolewa, że "klasyczne adaptacje stają się coraz bardziej puste", sam zaś tworzy inscenizacje, które pustotą mogłyby się równać z wydmuszką strusiego jaja. Jego "Łaskawość Tytusa" jest literalnie o nikim - ani o tyranie, ani o człowieku z krwi i kości. "Ale ja już nie chcę oglądać na scenie Rzymian w togach" - jęknęła znajoma, skądinąd bardzo dobrze wykształcona, kiedy podzieliłam się z nią wątpliwościami w sprawie inscenizacji ostatniej Mozartowskiej opery seria przez Ivo van Hove'a. Przyjęłam jej wyznanie do wiadomości, po czym zaczęłam się zastanawiać, na czym polega uniwersalność arcydzieł teatru, literatury oraz pewnej kłopotliwej - zwłaszcza dla współczesnych reżyserów - formy, która w mniej lub bardziej harmonijny sposób łączy literaturę z teatrem, podporządkowując jedno i drugie bezlitośnie nadrzędnej narracji muzycznej. Czyli właśnie opery. I doszłam do wniosków niewesołych z punktu widzenia dzisiejsz