Manekiny stały się swoistym znakiem firmowym teatru Kantora... Manekiny z "Umarłej klasy", manekiny z "Wielopola, Wielopola", manekin-sobowtór samego Kantora w "Nigdy tu już nie powrócę" i wiele, wiele jeszcze innych... Występują niekiedy na prawach niemal równych z żywymi aktorami. Zindywidualizowane postaci, duplikujące żywych aktorów, przyrośnięte do ich ciał, niekiedy tak sczepione z nimi, że nie wiadomo, czy w postaci więcej aktora, czy manekina, bio-obiekty... Jakiż jest ich status ontologiczny? - chciałoby się zapytać. Czy zawsze taki sam w każdym spektaklu i obrazie? - pyta Tadeusz Kornaś w Teatrze Lalek.
Jednym z najbardziej istotnych kluczy do zrozumienia funkcji manekina w spektaklach Tadeusza Kantora jest temat śmierci. Mówił o tym sam reżyser, pisało wielu badaczy jego twórczości. W znanej scenie w spektaklu "Wielopole, Wielopole" (1980) rodzina czuwa nad zwłokami Księdza. Ale łóżko (Maszyna Śmierci) zostało zaprojektowane przez Kantora bardzo szczególnie. Leży na nim aktor (Stanisław Rychlicki), który gra Księdza. Jest żywy, ale gra martwego. Po chwili przekręcane korbą łóżko ukazuje na górze manekina, który wcześniej był pod nim - wykonanego dokładnie na podobieństwo Księdza, z takimi samymi rysami twarzy - zaś aktor znajduje się teraz pod łóżkiem. Manekin na łóżku niewątpliwie "nie żyje". Nie jest żywy, więc niczego nie udaje. Ale czy jest martwy? Czy martwe może być coś, co nigdy nie żyło? Kto lepiej gra śmierć? Aktor czy manekin? Kantor z premedytacją każe aktorom kolejne razy kręcić korbą. Rodzina lamentuje znów nad akt