EN

24.11.2006 Wersja do druku

Niejaki Grzejan Klatorzyna

"Krawiec" w reż. Artura Tyszkiewicza w Teatrze Polskim w Poznaniu oraz "Nadobnisie i koczkodany" w reż. Łukasza Kosa w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.

Francuskie kino cierpiało kiedyś na tak zwany syndrom koleżeństwa. Młodzi reżyserzy przed debiutem lub po nim pytani, jaki film chcieliby zrealizować, odpowiadali chórem: taki sam jak mój kolega, tylko lepszy. Teraz syndrom przeniósł się nad Wisłę. Coraz to inny reżyser sięga po estetykę przetestowaną już przez popularniejszego w mediach rówieśnika. Skutek: najbardziej rozchwytywanym artystą jest niejaki Grzejan Klatorzyna. Modny i przedsiębiorczy reżyser widmo pokonuje setki kilometrów, objawia się w coraz to innych miastach i wcieleniach. Na jego kolektywny pseudonim składają się nazwiska Jana Klaty i Grzegorza Jarzyny. Dwie nowe premiery, Artura Tyszkiewicza w poznańskim Polskim i Łukasz Kosa w warszawskim Powszechnym, bardzo mnie zmartwiły stopniem uzależnienia reżyserów od syndromu koleżeństwa. Jeden chce być jak Klata, drugi jak Jarzyna. Co dziwne, bo obaj mają na koncie oryginalne, świetne spektakle: wałbrzyska "Iwona" Tyszkiewicza zbier

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Przekrój nr 47/23.11

Autor:

Łukasz Drewniak

Data:

24.11.2006