"Orkiestra Titanic" w reż. Andrzeja Domalika w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Magda Huzarska w Polsce Gazecie Krakowskiej.
Mdły zapach stacji kolejowych. Woń nieprzetrawionego alkoholu, rozciągniętego na peronowej ławce ciała. Stalowy smród oblepionych brudem poręczy i palców dotykających gazet w pobliskim kiosku. Dworce na całym świecie są takie same. Z dworców na całym świecie uciekają ludzie. Z małej zagubionej gdzieś w szczerym polu stacyjki, stanowiącej tło sztuki "Orkiestra Titanic", którą na deski Teatru Słowackiego przeniósł Andrzej Domalik, nie da się zwiać. Kto raz na niej wysiadł, zostanie tu na zawsze i zawsze już będzie nosił w sobie jej mdły zapach oczekiwania. Woń podobną do tej, jaką noszą w sobie bohaterowie Becketta czekający na mającego nadejść Godota. Czwórka poranionych przez życie ludzi - niespełniony muzyk Meto (Jerzy Światłoń), były naczelnik stacji Prodan (Maciej Jackowski), porzucona kobieta Lubka (Kornelia Trawkowska) i opiekun zwierząt Doko (Grzegorz Mielczarek) - czeka na swojego Godota, czyli na pociąg, który może kiedy