Bohaterowie Ibsena pozostają w gdańskim przedstawieniu jakimiś kukłami, wypranymi z człowieczeństwa, z życia.
Przy małym stoliku siedzi kobieta w szarym kostiumie. Czuć, że coś się za chwilę wydarzy, a może już się wydarzyło. Do końca spektaklu ze sceny wieje jednak chłodem. Drugą premierą za dyrekcji Macieja Nowaka teatr Wybrzeże funduje nam znowu powtórkę z historii teatru. Po "Naszym mieście" Thorntona Wildera, oglądamy równie anachronicznego "Jana Gabriela Borkmana" Henryka Ibsena. Żywe trupy Dom Borkmanów jest grobowcem. Żyją w nim mąż i żona, którzy się nienawidzą. On zajmuje piętro, ona parter. Słyszą tylko odgłosy swoich zachowań. Jan Gabriel Borkman (Krzysztof Gordon) ukrył się przed całym światem po 8 latach spędzonych w areszcie i więzieniu za oszustwa finansowe. Nie widzi jednak swojej winy, za życiowe bankructwo wini przyjaciela, który go zdradził. Żyje jak zraniony wilk w klatce. Borkman jest potworem. W imię rzekomego dobra ludzkości zniszczył życie sobie i swoim najbliższym. Marzył o dobrobycie tysięcy ludzi, a nie umiał