"Dzika kaczka" w reż. Magdaleny Łazarkiewicz w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.
Nie spodziewałam się po tym spektaklu fascynującej i odkrywczej reinterpretacji Ibsena, ale nie spodziewałam się też, że zabraknie jakiejkolwiek interpretacji. A tak się stało. "Dziką kaczkę" Magdalena Łazarkiewicz podała niegotową. Niedopieczoną, niedosoloną, twardą, szarą i obojętną w smaku. Przedstawienie płynie sobie na fali fabuły, słów i sytuacji, omijając wszystkie możliwe problemy czy punkty zapalne. To teatr tak obojętny, że nie sposób się nim nawet zirytować. Można jedynie wypatrywać (nielicznych) momentów czy akcentów życiowej prawdy, które wydobywają z siebie od czasu do czasu aktorzy. Ale czy dla tak mizernych zdobyczy koniecznie trzeba było wystawiać Ibsena? Zaczyna się prawie jak horror. Na czarnej kurtynie pojawiają się wyświetlane ludzkie sylwetki - czarno-białe nakładające się na siebie fotografie, drgające niepokojąco. Potem - tak samo przyrządzony obraz kilku siedzących przy stole osób. Ta zawieszona w ponur