Przychodzi jeden hrabia do hrabiny (ale do cudzej hrabiny) i nuże jej się do łóżka pakować i nikt się po prawdzie nie zdziwił, bo kawał ładnej babki z niej było, a ona "gwałtu, rety!" woła, ale tak nie bardzo głośno, bo niby że to w jej pałacu się dzieje i nie chce, żeby ktoś przypadkiem na ratunek przybiegł. No i on siedzi na łóżku, wpierw w szlafroku, potem bez szlafroka, i opowiada, jakie to niby z niego chłopisko, że panienki jedna po drugiej, jeszcze przed konfirmacją... ale z niej to też niezłe ścierwo było! I tak sobie przyjemnie ci wielcy państwo żyją. A druga para to już całkiem przyzwoita. Tylko rozmawiali, to i grzechu żadnego nie było. I jacy grzeczni, od razu widać, że kulturalni ludzie, z zasadami. A że oboje już sporo lat po ślubie, to i nie dziwnym jest, że ciągnie do jakiejś odmiany. Zwłaszcza że ich połowice spać się pokładły, a tych dwoje na pastwę losu i wzajemnej litości zostawili. Ale na koniec zdrowy roz
Tytuł oryginalny
Niecierpliwość zmysłów
Źródło:
Materiał nadesłany
Wprost nr 17