"Marilyn i papież. Listy między niebem a piekłem" w reż. Marty Ogrodzińskiej w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Grzegorz Czyż w Ozonie.
Nawet przy libertariańskich przekonaniach i wielkiej sympatii do feministycznego nurtu w teatrze trudno o monodramie "Marilyn i papież" powiedzieć cokolwiek dobrego. Mniejsza już o to, że sceniczna adaptacja powieści niemieckiej teolożki Dorothei Kuhl-Martini posługuje się środkami obliczonymi wyłącznie na wywołanie obyczajowego skandalu i razi tanim efekciarstwem zarówno na poziomie treści, jak i formy. Prawdziwy problem stanowi niewłaściwy dobór aktorki, która wcieliła się w postać Marilyn Monroe. Ewa Kasprzyk, artystka obdarzona niemałą charyzmą i dysponująca świetnym warsztatem zawodowym, skrajnie różni się rodzajem ekspresji od swej bohaterki, przez co ta ani nie ma żadnego powabu, ani nie budzi w nas choćby odrobiny współczucia (konstytutywne cechy pięknej i tragicznej legendy Hollywood!). To ostatnie już z lepszym skutkiem czyniła powieść "Blondynka" Joyce Carol Oates, a nawet piosenka "Candle In the Wind" Eltona Johna. Momentami ma się wr