"Bezimienne dzieło" w reż. Jana Englerta w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Izabela Lewkowicz w Teatraliach.
"Początek trochę jak z Mickiewiczowskich Dziadów. Ale noc nie całkiem ciemna, nie całkiem głucha. Gęstą mgłę eksponuje blask księżyca, a ciszę przerywa wycie wilków. Na tle tego przeklętego nudnego krajobrazu dwóch grabarzy kopie dół, gdyż pułkownik lubi czasem nad nim postać i pomyśleć. Szalone? A to dopiero początek" Stworzone w 1926 roku "Bezimienne dzieło" Stanisława Ignacego Witkiewicza na deski Teatru Narodowego przeniósł Jan Englert. Jego inscenizacja nie pozwala widzowi pozostać biernym obserwatorem. Aktorzy, zwracając się do widowni, traktują ją na równi z innymi bohaterami. W zależności od sceny, raz są obserwatorami spotkania na cmentarzu, raz uczestniczą w przygotowaniu tajnego spisku. Do tego postaci biegają między rzędami czy kartki, które spadają z sufitu. Rezygnując z bariery, reżyser sprawił, że widz, osadzony w samym środku akcji, poczuł się jak uczestnik rewolucji. To doprowadziło do zredukowania dystansu i zwięk