Pół roku po norymberskiej premierze nawiedził Kantor Warszawę i Kraków. Przodem szła legenda. Do legendy idącej przodem jesteśmy już przyzwyczajeni, więc niby wszystko normalnie. A jednak tym razem wisiało w powietrzu coś więcej. Nie było to oczekiwanie na dzieło teatralne. Raczej: na zetknięcie z Sukcesem. Dotknięcie Sukcesu. W obliczu Sukcesu większość ludzi pada na kolana i niemieje. Nie chodzi o zazdrość. Zazdroszczą nieudacznicy albo maniacy ambicji. Ci jednak stanowią w każdej publiczności procent znikomy. Więc nie zazdrość. Jest to zjawisko stare jak świat i natura ludzka: fascynacja tajemnicą powodzenia. Nie każdy może być gwiazdą, ale nie każdy też może się pochwalić dotknięciem gwiazdy. Spektakl jeszcze się nie zaczął, scena była pusta, ledwo światła przygasły na widowni, kiedy z którejś loży Teatru Słowackiego rozległy się pojedyncze brawa. Za nimi inne tu i ówdzie, ale rychło umilkły. Siedząca za mną starsza niewia
Tytuł oryginalny
Niech sczeźnie publiczność
Źródło:
Materiał nadesłany
Dialog nr 6