Nigdy nie traktowałem "Nieboskiej komedii" jako dramatu narodowego. Raczej jako melodramat i dramat uniwersalny. Dramat rodzinny w duchu wczesnego romantyzmu i zapowiedź teatru naturalistycznego końca XIX wieku. Jest coś prawie z Przybyszewskiego w obłędzie Żony, przeklęciu i ślepocie Orcia. Z drugiej strony "Nieboska" to dialog historyczny, dialog polityczny. Coś na kształt współczesnego "Marata-Sade'a" Petera Weissa. Tymczasem Adam Hanuszkiewicz w swojej inscenizacji w Teatrze Narodowym pokazał zupełnie co innego. Składniki pozostawił te same. Pokazał inny stop. Trzeci moment bowiem "Nieboskiej" to sprawa samego Zygmunta Krasińskiego. Nie mówię tylko o Hrabim Henryku. Bo dopiero kiedy autora zobaczy się także poza tą postacią, ponad tą postacią, poza wszystkimi postaciami, zobaczy się dramat znacznie pełniejszy niż to co zostało napisane. Tak zrobił Hanuszkiewicz. Hrabia Henryk jest marzycielem. Jak tylu innych bohaterów pols
Tytuł oryginalny
Nieboska
Źródło:
Materiał nadesłany
Film nr 16