- To była pierwsza, dosyć dla mnie jasna decyzja, że, żeby opowiadać ciekawie o sanatoriach, to raczej z perspektywy ludzi młodych, którzy tam jeszcze nie byli, a których, jak nas wszystkich, to czeka. Robienia przedstawienia ze starszymi aktorami o sanatorium był dla mnie mało inspirujący - mówi Cezary Tomaszewki przed premierą spektaklu "Turnus mija, a ja niczyja. Operetka sanatoryjna"
Byłeś kiedyś w sanatorium? - Ja nie byłem ale moja mama była wielokrotnie, pamiętam jej wspomnienia z tego okresu, cały harmonogram życia, na kilka lat przed jej śmiercią, sprowadzał się do tego, czy przyznano jej sanatorium czy nie. Wracała z turnusów z masą opowieści, nowych koleżanek i zdjęć. Natomiast ja nie byłem, jestem jeszcze za młody na to by jeździć do sanatoriów, nie wiem zresztą czy kiedykolwiek pojadę, bo uprawiając wolny zawód obawiam się, że nie będzie mi przysługiwał taki wyjazd. Sanatoria kojarzą nam się z jednej strony ze schorzeniami i ułomnościami ciała, a z drugiej z przeżywaniem drugiej młodości, późną miłością. Albo po prostu z przygodnym seksem. "Turnus" to opowieść o poszukiwaniu czego? - "Turnus mija, a ja niczyja" to przedstawienie, które próbuje spojrzeć z różnych perspektyw na zjawisko życia sanatoryjnego, ma dwie części, pierwsza część opowiada o czymś innym, a druga o czymś innym (śmiech).