"Don Giovanni" w reż. Mariusza Trelińskiego w Operze Wrocławskiej. Pisze Katarzyna Kaczorowska w Polsce Gazecie Wrocławskiej.
Żadnego przypadkowego elementu, przypadkowego gestu. Uważny widz zauważy cytaty, paralele, a mniej uważny będzie czuł, jak wsysa go pudełko sceny zamknięte czarnymi ścianami, rozświetlanymi umiejętnie prowadzoną grą świateł. I zachwyci się głosami, bo to przedstawienie to prawdziwa uczta dla ucha. Mariusz Treliński po raz pierwszy spotkał się z Don Giovannim, uwodzicielem, a może diabłem wcielonym, w 2002 roku na scenie Teatru Narodowego w Warszawie. Krytycy kręcili trochę nosem, że w przedstawieniu za dużo jest teatralizacji, nieuzasadnionych cytatów i zabiegów stylistycznych, stroje Arkadiusa skwitowali określeniem "wybujałe", ale za to zachwyciły ich głosy. Publiczność takich problemów oceną nie miała - ją ten spektakl rzucił na kolana i nie wypadało go nie obejrzeć. Od tego czasu Treliński brał się za bary z "Don Giovannim" kilkakrotnie na różnych scenach świata. W końcu przyszła kolej na Operę Wrocławską. Kiedy ogląda�