Mieszkam "W Przechlapanem" codziennie. Ale mam też określony stosunek do siebie i otoczenie znajomych wokół mnie, które bez obciachu nazywa czule moją działalność na scenie jako "twórczość zawistnego kaleki". Zaufanie, większa poufałość, na jaką mogę sobie pozwolić wśród innych osób o alternatywnej motoryce, to akurat jest dość proste - mówi reżyser i choreograf RAFAŁ URBACKI.
Witold Mrozek: W przedstawieniu "W Przechlapanem" kpisz z reakcji widzów na występy niepełnosprawnych artystek. Czy po tym spektaklu ktoś już zdążył się na Ciebie obrazić lub oburzyć? RAFAŁ URBACKI: No wiesz co... Przecież to jest taki wzruszający projekt o paralitach i z paralitami. Przecież "W Przechlapanem" śpiewamy, tańczymy, czytamy swoje wiersze, robimy stand-up ze swojego cierpienia. Każdy z nas jest "specjalnym gościem" tego wyjątkowego festynu w tym wyjątkowym miejscu. Gościmy publiczność tak jak potrafimy najlepiej, mimo wszystko, więc i publiczność, wychowana już przez media odwdzięcza się nam długimi owacjami. W tym projekcie większy nacisk położyliśmy - wraz z dziewczynami, które performują - na język, jaki stosuje się wobec nas, i na zakamuflowaną za polityczną poprawnością lub dyskursem chrześcijańskim przemoc większości wobec mniejszości, w tym wypadku osób o alternatywnej motoryce. Sądzę, że oburzeni pojawią się