- Myślę, że umiałam bronić swoich zasad. Byłam odrobinę zahukana, bo w naszej rodzinie nie było żadnych ekscesów, wszyscy się kochali i szanowali. Pierwszy kontakt z Łodzią i ludźmi z innego środowiska był więc szokiem. Na studiach byłam odludkiem - mówi ALEKSANDRA JUSTA, aktorka Teatru Narodowego w Warszawie.
Mówi szybko, pięknie się śmieje. O swoim życiu opowiada tak, jakby miała przemyślane wszystkie wersje odpowiedzi na każde pytanie. Aleksandra JUSTA z wdziękiem, jest pełna wiary w swoje możliwości. A jej przyjaciel mówi: "Ola to przyczajony tygrys, ukryty smok". Urodziła się w Pszczółkach, małej miejscowości koło Tczewa. Aleksandra Justa wspomina je z ogromnym rozrzewnieniem: - Tam był dom mojej babci -jednopiętrowy, z drewnianymi schodami. Położony naprzeciwko stacji kolejowej z cudownym poniemieckim dworcem. Duża poczekalnia, wahadłowe drzwi, piękne kasy. Stamtąd odchodził pociąg z prawdziwą węglową lokomotywą i drewnianymi wagonami z lat 50. Nazywał się "Kościerzyna". Jak opowiada aktorka, koło domu było podwórko ze studnią, w studni czysta woda. Z jednej strony zwierzęta - kury i kaczki, a z drugiej - ogródek babci, a w nim warzywa i owoce, myte w balii, jedzone natychmiast po zerwaniu, ze skórką. A dookoła domu mnóstwo bzów. Jej ba