Niezapomniany finał tej olśniewającej adaptacji poetycko potężnego i skomplikowanego tekstu rozgrywa się w zimnoszarych pokojach służbowych socjalistycznej władzy, która z wyrafinowaną brutalnością sama stwarza swoich przeciwników jako uzasadnienie własnej egzystencji - po berlińskim pokazie "Szosy Wołokołamskiej" w reż. Barbary Wysockiej pisze Ekkehart Krippendorff w Neues Deutschland.
Wbijanym nam wprost do mózgu i powtarzanym do granic wytrzymałości rozkazem "zapomnieć!" kończy się polska inscenizacja przerażającego, naładowanego obrazami, historyczno-politycznego tekstu rozliczeniowego Heinera Müllera "Szosa Wolokołamska". Można tylko chwalić festiwal "Spielzeit Europa" za kolejne apogeum teatru politycznego w tym sezonie, które - tak jak dotychczasowe występy gościnne - pod względem siły i powagi stawia w cieniu wszystko, co oferują nasze własne sceny. Czym jest to, do zapomnienia czego nawołuje młoda polska artystka teatru Barbara Wysocka pod maską Heinera Müllera - ewidentnie mając na myśli coś przeciwnego? Niezapomniany finał tej olśniewającej adaptacji poetycko potężnego i skomplikowanego tekstu rozgrywa się w zimnoszarych pokojach służbowych socjalistycznej władzy, która z wyrafinowaną brutalnością sama stwarza swoich przeciwników jako uzasadnienie własnej egzystencji. Gregor Samsa, bohater "Przemiany" Franza K