Arcytrudnego zadania podjął się Teatr Miejski im. Witolda Gombrowicza w Gdyni wystawiając "Śmierć komiwojażera" Artura Millera. Ten wybitny dramaturg amerykański święcił tryumfy na polskich scenach w latach 60. Potem teatry jakby mniej chętnie sięgały po jego utwory. W sztuce tej nie ma bowiem sześciu trupów ani specjalnych efektów i skomplikowanej akcji, a bohaterem jest szary człowiek zagubiony w wielkim mieście. Początkowe powodzenie dramatu Millera tłumaczono m.in. brakiem dobrych polskich sztuk współczesnych. "Śmierć komiwojażera" trwa jedną dobę. Ale powody tej śmierci narastały przez lata. Sztukę Millera potraktować można jako protest pisarza przeciw bezlitosnym prawom świata kapitalistycznego, wyrzucających na śmietnik ludzi zużytych i niepotrzebnych. Wydawać by się mogło, że dzisiaj jest to temat niezwykle aktualny i bolesny dotykający wielu. Jednak powody śmierci komiwojażera tkwią także w nim samym, w jego wyobcowaniu i życiu z�
Tytuł oryginalny
Nie zaiskrzyło
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Bałtycki + Wieczór Wybrzeża nr 240