LUBIMY operetkę czy się to komu podoba, czy nie. Wyjątki (sama, jeśli mam iść, to wolę nie iść) tylko potwierdzają regułę. Ten teatr będzie miał pełną widownię przez długie lata. Może dlatego z taką beztroską spoglądaliśmy i spoglądamy na totalną degrengoladę polskich scen muzycznych: niech tam, widz i tak ciągnie, jak do miodu. Ale dlatego właśnie każda, nawet najmniejsza próba wyjścia z kryzysu, zasługuje na uwagę. A jest nią, niewątpliwie, ostatnia premiera warszawska. Proszę łaskawych adwersarzy dyr. Pietruskiego o skrycie ironicznego uśmiechu. Jeszcze nie pora... A więc do rzeczy. Powrót klasyki na scenę, zdominowaną przez lata niby-awangardowymi potworkami to jedno. Nareszcie w sali Romy usłyszeć można Lehara, granego tak, jak Pan Bóg przykazał: walc za walcem, kankan za kankanem. Tym większa to przyjemność, że orkiestra nie daje powodów do sarkań i narzekań. Po drugie przedstawienie jest przyzwoicie pok
Tytuł oryginalny
Nie wylewajmy dziecka z kąpielą
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Wieczorny nr 7